środa, 5 grudnia 2007
W końcu idzie ku dobremu ...
Chyba w końcu sytuacja po operacji częściowo opanowana. Jak ktoś uważa, że taki zabieg czy operacja - jak zwał tak zwał, jest niczym wielkim, to się grubo myli. To co się dzieje w szpitalu, to jedno, a to co się dzieje po powrocie do domu to inna broszka. Zupełne rozregulowanie rytmu dnia - pór spania, jedzenia. Płacz, trudności z zasypianiem, awersja do łóżeczka, budzenie się ze strasznym płaczem, prawie niemożliwym do ukojenia, wymóg ciągłej obecności mamy ... Jednak psychika dziecka jest bardzo wrażliwa, jeden dzień, zasadzie ileś godzin, a jakie pojawiły sie lęki, fobie ... a jak takiemu dziecku wytłumaczyć, że nie ma się czego bać, że mama tu jest itd.? To było bardzo trudne doświadczenie i nie życzyłabym nikomu takich przejść, bo serce matki naprawdę pęka, widząc to wszystko i próbując pomóc dziecku, a czasem niestety bez rezultatów. Na szczęście, chyba (!!!) to co najgorsze już za nami, mała coraz lepiej śpi w nocy, już się nie wybudza z takim krzykiem, sama się uspokaja, jeśli już się obudzi, Powoli wracamy do wcześniejszego rytmu dnia. W piątek zdjęcie szwów, od poniedziałku więc, będziemy mogli wrócić do kąpieli, to już plus no i skończą się zmiany opatrunków, a to też dużo!!! Może do końca roku wszystko wróci do normalności, oby!!!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz